...nadejszła ta wiekopomna chwila. Jutro, najpóźniej pojutrze jadę na moje "włości". Pewnie jak zazwyczaj będę przez pierwsze trzy dni rozstrząsać swój stan psychiczny, no bo czy ktoś normalny dobrowolnie zamienia ciepłą wodę w kranie na zimną wyciąganą wiadrem ze studni (a po zimie to i czasem mysz się trafi), puszysty dywanik przy łóżku na pokrytą mysimi bobkami podłogę i czysty biały klopik, w którego czeluściach za dotknięciem paluszka znikają wszelkie nieczystości, na toaletę "kompostującą", czyli zwykłą wygódkę na dworze? No chyba nie.
Po kilku dniach mi to przechodzi i zaczynam cieszyć się bliskim kontaktem z naturą i poczuciem, że robię coś sensownego, wiosennymi kwiatami w lesie i obserwacją ptaków i ogólnie budzącej się do życia przyrody.
Parę lat temu kupiliśmy dwa hektary ziemi z rozpadającą się chałupą w odległym zakątku południowo-wschodniej Polski. Na razie mieszkamy tam latem i głównie obserwujemy naturę, od czasu do czasu dokładając coś od siebie...
wtorek, 21 kwietnia 2015
sobota, 11 kwietnia 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)